środa, 10 marca 2010

pszczółki

miks tauryny, kofeiny, l-karnityny z lekką domieszką adrenaliny - tego potrzebuję. Odkąd wróciłem ciągle śpię. A skąd wróciłem? A z przedszkola.
Jeden dzień, a właściwie to trzy godziny praktyk w przedszkolu.
Na początku zostałem zabity poziomem wiedzy przyszłej polskiej młodzieży. Trafiłem do grupy cztero- i pięciolatków. Oni już teraz wiedzą rzeczy, których ja się uczyłem w podstawówce i to nie tylko w pierwszej klasie. Co poniektórzy już płynnie czytają, potrafią liczyć (i to nie tylko do dziesięciu i ledwo co), potrafią rozpoznawać zbiory. Ale uczą się na stereotypach, podobno taki jest tryb nauczania w przedszkolu się dowiedziałem. To potwierdza mnie w przekonaniu, że wolę iść na wczesnoszkolne. Tak. Wolę jak polska złota młodzież siedzi w ławkach i co 45 minut się ulatnia. Wolę mieć dla nich określony plan zajęć, prostszy (wydaje mi się) w szkole. Ale są plusy przedszkola, i to duże. W każdej sytuacji są plusy i minusy. Przeżyłem dzisiaj coś niezwykłego i wątpię, że przeżyłbym to w szkole, nawet w pierwszej klasie. W szkole nie podejdzie do mnie dziecko i nie pociągnie mnie za rękę, nie pomaże mnie mazakiem i obwieści, że napisało mi swój numer telefonu, nie będzie pokazywało która jest jego szczoteczka do zębów, a przede wszystkim... nie podejdzie i nie przytuli się ze słowami "jak to dobrze mieć takiego kochanego wujka Jakuba, to znaczy pana Jakuba" [sic!]

1 komentarz:

Panna Lola pisze...

kocham Cię pszczółko