wtorek, 12 lutego 2013

Miejsca Kawy

Kilkanaście lat już szwendam się po tym mieście i mam swoje ulubione miejsca. Ulubione knajpy. Swego rodzaju świątynie. Jak każdy raz wolę kawiarnie, raz knajpy. Raz potrzebuję szmerogwaru z zapachem mielonej kawy, parzonej herbaty, raz pijackich śpiewów i okrzyków z wonią porozlewanych browarów i niedomkniętych kibli. Najważniejsze to czerpać ze wszystkiego. Zawsze. Często powtarzam (publicznie lub sobie), że nie żałuję ani sekundy życia, i tak faktycznie jest. Nie zawsze działam przemyślnie, nie zawsze działam słusznie wobec innych i wobec siebie, ale zawsze, -choćby nawet po fakcie, nawet gdyby miało to już nie zmienić- analizuję sytuację. Wyciągam wnioski, nauki, zapamiętuję, imaginuję sobie potencjalne scenariusze, staram się zapamiętać jak najwięcej. Po co ludzie uczą się historii? Poza zbędną ciekawością. Bo podobne przyczyny, dają podobne skutki. Podobne decyzje, przynoszę podobne efekty. Rozwijanie.
   Miejsca Kawy od dawna dzielę na Sacrum i Profanum. Sacrum Miejsca Kawy są wcześniej wspomnianymi świątyniami, miejscami, których w przybliżeniu nie spotkałem nigdzie indziej na świecie. Odwiedzam je w wolnych chwilach, mimo, że robię w nich to co mógłbym robić spokojnie w domu. Ba! Ile taniej by mnie w domu wyniosły dopalacze w stylu kawy, herbaty, czekolady czy ciasta? Nieprzeliczalne. Nie znalazłem lepszych nigdzie. W tej chwili potrzebując się zastanowić nad następnymi krokami, opracować plan, który zapewne i tak potoczy się własnym nurtem, siedzę z kalendarzem i laptopem nad filiżanką espresso i wszystko układam. Zmienność decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia. Dawno je straciłem na rzecz świętego spokoju. Nawet u fryzjera nie ścinam się na swoją nutę, płacę męczeniem się z własnym wyglądem za chwilę spokoju chociaż w jednym temacie.
   Profanum Miejsca Kawy są w porządku, odwiedzę jest prędzej niż inne, prędzej niż "nie moje Miejsca Kawy", ale... jest w nich więcej plastiku. Udałoby mi się znaleźć gdzie indziej podobne.
   Więcej napisać miałem. Zapomniałem, nie chciałem, olałem?


Mało brakowało a wczoraj wyszedłbym z marketu z przecudnymi klockami z drewna. Ale nie mam dzieci. Jeszcze.

Poza tym jeszcze w górach byłem w ten weekend. Nocowanie pełną zimą na 1111m n.p.m. Niesamowite. Polecam.




Source: soup.io via Jakub on Pinterest




Source: b.asset.soup.io via Jakub on Pinterest









"Zamykam drzwi za moim nowym i jedynym sąsiadem. Kamienica ma sześć mieszkań. Już dwa są zajęte. Nie boję się samotności. Nie boję się duchów. Boję się tylko szczęścia, bo ono zawsze się kończy tak jakoś dziwnie. Groteskowo. Tak jak śmierć. Jak pogrzeb po niej i stypa. I ten wymuszony płacz ludzi którzy go nie znali i to jak stałam i myślałam tylko żeby On mi w tej trumnie nie zmarzł.

Pamiętam nasz ostatni wspólny prysznic. Płakałam widząc jego zaczerwienione miejsca na głowie po naświetleniach. Płakałam kiedy mył mi plecy. Płakałam kiedy ostatni raz się kochaliśmy. Rano już nie żył. I wtedy nie umiałam się rozpłakać. Muszę żyć dalej. Muszę zająć się tymi wszystkimi sprawami. Co to jest za album? Jaka wnęka za lustrem? Dotykam go, aksamit. Bordowy aksamit. Otwieram. Pierwsza strona- mężczyźni. Druga to samo. Trzecia, czwarta, piąta, dziesiąta. Same zdjęcia mężczyzn. Grubych, chudych, z wąsami, z brodą, w mundurze, w garniturze, pod muchą, pod krawatem. Czy to żart? Po co babce Neli zdjęcia tylu mężczyzn? Nie rozumiem.. Nic nie rozumiem."

więcej na Panna Lola

2 komentarze:

Wiktoria pisze...

wracaj po tamte klocki. chwilowy brak dzieci nie jest żadnym usprawiedliwieniem.

pojechałabym w góry.

krzeci pisze...

najbliższa planowana wyrypka to marzec, Beskid Makowski, zapraszamy z nami. Może coś wyskoczy wcześniej, dam Ci znać