wtorek, 12 marca 2013

Panolowy

Karolina pojechała do Warszawy. Pojechała żegnać się z przyjaciółką, opuszczającą te tereny na rzecz mojego ulubionego (no, prawie - tego obok) kraju na świecie. Jednego "z". Zostałem sam w mieszkaniu. Nie sam. Został ze mną nieskończony remont. Sypiąca się ścina. Niezamontowany karnisz. Nie wymienione tapczan. Nie ustawione meble. Ciągły brak niektórych mebli... To jest plus rozwiązłości finansowej: zlecasz odpowiednim ludziom konkretne zadania, wracasz za tydzień do pięknego pokoju, mieszkania. Że niby nie ma tej satysfakcji? Gadanie. Satysfakcję mogę mieć z czego innego, ale mieszkanie ma być miejscem do góry ZAWSZE wracasz. Ma być miejsce w którym z chęcią gotujesz, pracujesz, myjesz się, śpisz, relaksujesz się, spędzasz z rodziną, znajomymi. Jak na razie to dla większości tych czynności mieszkanie celowo opuszczam(y?). Ma być miejscem z prostymi ścianami w idealnym w opinii domowników (i przede wszystkim ich) kolorze. Z najpiękniejszymi dla nich meblami. Boję się, że czego bym nie zrobił, to zawsze wracając "z dziczy", będę cieszył się tylko i wyłącznie Karoliną. Już nie raz zamiast "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej", w rozdrażnionej głowie miotało się tylko "posiedziałbym jeszcze w tym namiocie/tej chatce", "poszedł bym jeszcze w tyle miejsc". Tyle życia co na plecach, tyle żarcia co potrzeba, tyle wody co w strumieniu. Marzenia. Nieskrywane. Chata w bieszczadach. Kupić ziemię, wybudować chałupę, odłożyć na skromne życie. Rąbać drewno, nosić wodę. Patrzeć co rano na zamknięte i posklejane śpiochami oczy Karoliny, wstając powoli by jej nie obudzić przynieść wodę, żeby mogła wygodnie wziąć poranny prysznic. Kochać ją. Być kochanym. Tych ostatnim nam nie brakuje. Ale jak w każdym przypadku więcej niż jednej osoby w okolicy nie może być 365 dni w roku perfecto.
Będzie lepiej. Byłoby lepiej. Tam. Daleko. Szkocja. Bieszczady. Szkockie bieszczady. Tanim kosztem, świat daje nam wszystko co potrzeba, ale sami przed sobą to chowamy. Ludzie lubią labirynty. Lubią schować przed sobą ziarna kukurydzy, mokrą od rosy sałatę, zimną źródlaną wodę i poprzez biura, instytucje i inne zbędne zawody szukać ich codziennie na nowo.
Jak zawsze napisałbym dużo więcej, ale myśli tak dużo, że jak co parę znaków przerywam na parę minuty zadumy to się odechciewa.

Do zobaczenia gdzieś w świecie.


















2 komentarze:

Ola Olek pisze...

w takim razie nic tylko życzyć Ci tego, co sam opisałeś :)

krzeci pisze...

w takim razie nic tylko dziękować Ci za to, czego mi życzysz