piątek, 12 lutego 2010

The K-log

Mam czasem takie chwile, że chciałbym mieć za sobą pierwsze zbliżenie. Nie to, że mam w tej chwili na seks ochotę, nie nie, wręcz przeciwnie. Po prostu chciałbym czasami mieć to już za sobą. Boję się tego. Ostatnio wszystkiego się boję, czuję się wyobcowany i... inny. Czuję się jak gdybym dopiero powstał, jakby to było zupełnie nowe miejsce którego nie znam, pełne całkiem nowych ludzi, których pierwszy raz widzę na oczy, których pierwszy raz słyszę. Mam ochotę ich poznać, chociaż nie. Przecież się ich boję. Chciałbym ich znać, tak jak z tym stosunkiem. Chcę to mieć już za sobą. Chcę, a nawet potrzebuję mieć kogoś przy sobie, ale kogoś na stałe, w związku z czym to nie może być "zakochanie się", bo to się wypala i potem czuję się tak jak teraz. Potrzebuję przyjaciela, płci kobiecej, zamieszkałej razem ze mną, chodzącej ze mną do szkoły i pracy, ale do innej klasy tzn. pracującej w innym dziale tej samej firmy. Chce żeby ze mną dojeżdżała i wracała do naszego wspólnego mieszkania. Chce by ze mną jadała i chodziła na zakupy. Chcę czy nie chcę - potrzebuję tego. A może jednak potrzebuję związku tylko się sam sobie do tego nie chcę przyznać? Nie wiem. Tego też się boję, bo czym bliżej z kimś jesteśmy, tym większym jest dla nas zagrożeniem. Bo wroga i tak nie możemy ścierpieć, w związku z czym nie zada nam takiego bólu. Na przyjacielu nam zależy, kochamy go, przez co zyskuje on niewyobrażalną siłę, by nas zniszczyć, jesteśmy w jego sidłach. Utrata lub zdrada będzie jak upadek z niezmiernie dużej wysokości, a na końcu spadania zawsze jest kontakt z dnem. Bolesny kontakt.
Dobrze mi się siedzi w samotności, nikt nie zadaje pytań, na które nie chce mi się odpowiadać. Chociaż czasami tego potrzebuję, ale to są wybrane osoby. Wiesz jakie. Siedzę teraz u Niego na lekcji, mam wrażenie, iż z wiadomych powodów mnie nielubi. Mam wrażenie, że mnie olewa. Nie odzywa się, mam wrażenie że nawet niewita, ale to być może kwestia tylko mojej wyobraźni. Sam już nie wiem. Nic już nie wiem. I w dalszym ciągu się boję. Wszystkiego. Boję się tego co było, boję się tego co będzie i co jest. "Czy myślałaś kiedyś co się stać może między nami dwojgiem, tu stać się może coś strasznego"*. Czysta, emocjonalna rzeźnia. Czysty znaczy oczywisty i nieunikniony, pod względem estetyki jest cholerny burdel pełen krwi i flaków. Przytłacza mnie to wszytko, jest tego za dużo, za dużo na raz i za dużo w ogóle. A jeśli to co myślę, że On myśli jest prawdziwe? Jeśli Ją niszczę? Jeżeli niecelowo, ale jednak, zadaję Jej ból. To co wtedy? Jak postąpić, jaki jest następny ruch, jaki jest następny krok.
Kurcze, odezwał się do mnie, ale bez uśmiechu, bez emocji, uczuć. Wydaje mi się, że zrobił to bardziej z obowiązku, niż jako z ochoty. Może chciał, żebym nie czuł się [xxx]**. Ale najprawdopodobniej to tylko moja wyobraźnia. Wyobraźni też się boję, bo to przecież ona tworzy najgorsze potwory, pisze najczarniejsze scenariusze tego co jeszcze się nie wydarzyło. Wieczorami jestem atakowany, jak chorzy psychicznie bohaterowie romantyczni. Nadciągają ze wszystkich stron, jestem otoczony, nie wiem co mam robić, potrzebuję się skryć w czyichś objęciach. Potrzebuję poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Nie chcę jeść, chce być chudy. Cały czas piszę tylko "chcę", "chcę", "potrzebuję", "potrzebuję", tak wiem, jestem pierdolonym egoistą. Do tego egocentrykiem. Nie liczę się z uczuciami innych, myślę tylko o własnym dobrze. O własnych przyjemnościach. Dlatego -między innymi- uważam, że nie jestem zdolny do związku. Tylko bym ranił tą kobietę. Ale przyjaźń, czy jestem zdolny do przyjaźni? Jaki jest następny krok?

"Do stu tysięcy beczek naszych łez - daj mi rękę"***

Cisza, tzn. jest gwar, i to jaki, ale czuję się w niematerialnym kokonie, który oddziela mnie od tego wszystkiego. Tutaj jest cisza. Tutaj jestem sam, mam swoją przestrzeń, obszar tego kokonu jest moim wszechświatem. Nie więcej - nie mniej. Kokon. To obszar mych myśli, uczuć, zachowań, ruchów, czynów i wszystkiego innego. Mam tu własny czas i datę. Ja tu jestem wszechmocnym suwerenem, stworzycielem i niszczycielem. Panuję tutaj nad wszystkim.

-

Jestem ciekaw czy On wie, przecież kazał Jej uważać. Na mnie. Widocznie jest na co. Szczerze wierzę w to, że ten facet wie co mówi. Dobrze się przy Nim czuję, tzn. czułem. Teraz jest inaczej i wszyscy wiedza dlaczego. Chciałbym znów do Niej wpaść, na herbatę. Nie musimy nic robić, bo nie ma co i nie powinno się. Po prostu posiedzieć i pogadać przy herbacie.
Something like cry but the perception lie.
Nie wiem co mam robić dalej, nie wiem co czynić. Nie potrafię po prostu wegetować. Nic mi się nie chce, nawet wędrować po tak umiłowanych przeze mnie górach. Nic-a-nic.

-

Czy 90 lat to dużo? Czy człowiek jest wtedy stary? Przecież każdy ma tylko jedno życie (jeśli odrzucić reinkarnację etc.), patrząc na to, 90 lat to nic. To nie jest nawet kropla w morzu tego wszystkiego. Tyle rzeczy do zrobienia i dupa. Radość, potrzebuję jej, ale jej do siebie nie dopuszczam.

-

Ból, zniszczenie i destrukcja wszechobecna. Człowiek przeciwko człowiekowi, wzajemnie oddziałujące siły zniszczenia. Powstałe w jednym celu. Do tego wyhodowane. Zniszcz, zniszcz, zniszcz. Seek and destroy****.



* Kult - Dziewczyna bez zęba na przedzie [Dziewczyna bez zęba na przedzie (1998)]
** nie potrafię odczytać rękopisu
*** Pablopavo - Do stu [Telehon (2009)]
**** utwór grupy Metallica z albumu Kill 'Em All (1983)

Brak komentarzy: