wtorek, 2 marca 2010

"anytime she goes away"

Każdy dzień zaczyna się po prostu. Budzę się, wyłączał wyjący budzik, karmię kota. Myję się, ubieram, wychodzę. Siedzę w bibliotece, siedzą i inni. Później przychodzi Ona i też siedzi w bibliotece. Przed porą obiadową wychodzimy razem i jedziemy do mnie. Karmimy kota, robimy razem obiad i razem go jemy, odpoczywamy. Potem po prostu mieszkamy. O godzinie dziewiątej Ona musi wracać do siebie, a ja zostaje sam z kotem i brakiem współlokatora. A gdyby tak to zmienić?
Budzę się rano, wyłączam wyjący budzik, patrzę jak Ona pięknie wygląda śpiąc, przytulam się, całuję Jej głowę nad uchem i leżę chwilą dotykając ustami brązowych włosów. Wstaję, karmię kota, myję się i ubieram. Idę do kuchni i przygotowuję śniadanie, kanapki i ciepłe kakao. Zanoszę to do sypialnie i stawiam przy łóżko całując ją w czoło. Wracam do kuchni posprzątać a Ona w tym czasie jest budzona zapachem gorącego kakaa. Wracam i patrzę jak się przebudza, patrzy na mnie, uśmiecha się, bierze kubek i pije. Potem razem idziemy do biblioteki i tam siedzimy. Razem wracamy. Karmimy kota, robimy razem obiad i go zjadamy, mieszkamy i... o godzinie którą sami uznamy za odpowiednią kładziemy się spać.

Dobranoc

3 komentarze:

Panna Lola pisze...

kocham cię

Anonimowy pisze...

''gorącego kakao'' chyba.

krzeci pisze...

jak przeglądałem wczoraj archiwum to pełno takich błędów znalazłem, ale dziękuję za zwrócenie uwagi ( ;